Pierwszolistopadowy spacer na Rakowice przez Planty.
Zdjęcia prosto z aparatu i bez obróbki. Uczę się nie-obrabiania zdjęć ;)
no, akurat to jedno przycięte, więc z jakąś tam obróbką
pies parówka
podglądanie
i już na Rakowicach - w tym miejscu mnie zawsze za gardło ściska.
Wieczorem zawsze chodzimy na cmentarz "u nas", na Salwatorze. W tym roku po drodze do kupienia oprócz miodków (taka tradycja jak pańska skórka w Warszawie) były: kiełbaski/hotdogi/gofry i popcorn. Brakowało jedynie zabawek do kupienia i balonów. Ale pod Rakowickim były :/
Ja w Warszawie widziałam i hotdogi i kiełbaski i karkówkę, a nawet golonkę (!). Widziałam też balony, widziałam wielki stragan halloweenowy, stragan z płaszczami i futrami, a także pana sprzedającego mydło i powidło, czyli nożyczki, sznurki, miseczki plastikowe, widelczyki itp itd.
OdpowiedzUsuńZdjęcia przepiękne, ta jesień nas pięknie darzy w tym roku. Choć przyznam, że nie mogę się już doczekać zimowych zdjęć ;))))
ja też unikam obróbki od jakiegoś czasu.
OdpowiedzUsuńjednak jest w tym coś nieprawdziwego.
zabija się światło i kolory, które były w danej chwili. szkoda mi tego.
chyba że akurat nie ma to większego znaczenia:)
piękne zdjęcia, najbardziej podoba mi się ostatnie.
wzruszające bardzo.
ja nie mogę się doczekać, aż wywołam kliszę z analogowej lustrzanki :)
OdpowiedzUsuńKemotko, rany, groza :/
A zimowe zdjęcia, brrrr, niech zima nie przychodzi.
Oby tak dalej Ula! PS wrogiem prawdziwego spojrzenia!
OdpowiedzUsuńajlowju mi-ju!
OdpowiedzUsuńja też się uczę nie-obrabiania, ale mi ciężko jakoś.
OdpowiedzUsuń