Sobotni wieczór, apartament na krakowskim Rynku, herbata z cytryną, dwie wyluzowane mamy, DWA ŻYWIOŁY i jedna struchlała z przerażenia - że zaraz coś się dzieciom stanie! przewrócą się! nabiją guza! spadną z łóżka! przygrzmocą głową w stół! - ja. :)
Delie i Ewa mnie uświadomiły, że COŚ się dzieje dopiero, kiedy zapada cisza.
Bo tak właśnie jest, Ula ;-)
OdpowiedzUsuńBuzi! M.
ilustracja do wpisu - idealna:)))
OdpowiedzUsuńwszystkie zdjęcia są super!
ściskam!
Następnym razem założę Waszym dzieciom zegarki z licznikiem kroków ;) Obawiam się, że moje biegi-prawie-wokół-Błoń mogą się schować ;)
OdpowiedzUsuńCudne Ula! Dziękuję za wszystkie :) I za spotkanie! Dwa żywioły. Nic dodać nic ująć :)
OdpowiedzUsuńoj ta, jak jest cicho to jest niedobrze
OdpowiedzUsuńzazdraszczam szczerze spotkania ;)
Szybcy są, szybcy;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
szaleństwo zostało uchwycone;)) świetne dzieciaki..:))
OdpowiedzUsuńpozdrowienia!
J
za dobrze wam tam w tym Krakowie, za dobrze! A już spotkanie w takim towarzystwie ... ech ;)
OdpowiedzUsuńUla, cisza w przypadku dzieci nabiera nowego znaczenia ;)