Weekend w Warszawie.
Mimo wieeeeeelkich planów, że och ile to ja nie zrobię zdjęć, zrobiłam zaledwie kilka, bo: mgła (ciekawe, czy wyjdzie jakiekolwiek z oktomatu) i zzzzzimno, no i jeszcze trochę się wstydzę wyciągać aparat w miejscach publicznych ;)
Moja druga po paryskiej rue du Chat qui Pêche ulubiona nazwa ulicy. Na trzecim miejscu jest krakowska ulica Poniedziałkowy Dół.
I późne śniadanie u Vincenta
następnym razem jak będziesz, daj znać proszę:)
OdpowiedzUsuńfajne zdjęcia, bardzo!:)
Dam znać. Fajnie by było móc podejrzeć Twój "warsztat", bo zawsze zastanawiam się, jak nosisz aparat itp., bo tak jak napisałam, ja się wstydzę jeszcze robić zdjęcia "ot tak' i "wszędzie, gdzie chcę". :)
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia.
OdpowiedzUsuńTeż bardzo lubię ulicę Kubusia Puchatka :)
Mam nadzieję, że jak przyjedziesz kolejny raz, to... rozboli Cię głowa i zwyczajnie będziesz mnie potrzebować :P Ściski!
OdpowiedzUsuń:) A wiesz, że choćbyś nie wiem jak się zapierała, to ja i tak wiem, że to TY sprawiłaś, że ból głowy wtedy ustąpił w sekundę :) Ostatnio w podobnym stanie byłam na kawie sama, i nic mnie nie przestało boleć!
OdpowiedzUsuń