Tak było rano, przed 10.
Po śniadaniu poszliśmy pobiegać nad Wisłą. Upał! 4 amerykańskie naleśniki (z mąki pp, Nana!) przed biegiem to nie jest najlepszy pomysł. Kolka złapała mnie po 600 m.
Dziwny ból głowy zapowiadał, że coś się z pogodą spieprzy. Nazywając rzecz po imieniu, zapowiadał wielkie pier**lnięcie, excusez le mot, i rzeczywiście, parę minut po 16 zaczęła się burza. Ale jaka! Ból głowy przeszedł.
Rano i teraz
jeden dzień, kilka godzin różnicy i zmiana obrazu za oknem ... niesamowite!
OdpowiedzUsuńJestem za bosymi stopami i kawką poranną wśród zieleni.
OdpowiedzUsuńDeszczowe zdjęcia - klimatyczne.
Takie śniadanko na dworze w promieniach słońca - super. A co do burzy - ja uwielbiam świat po - ten zapach i soczyste barwy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
no i super!
OdpowiedzUsuńpo deszczu foty sa o niebo ładniejsze:)))
i potem ta cisza. ja uwielbiam
no ja mysle ze PP! :D
A mnie się najbardziej podoba to z kawą i bosymi stopami.
OdpowiedzUsuń