wtorek, 15 lutego 2011

pizza pasta e sciare

Zdjęcia sprzed niemal roku, z połowy kwietnia 2010.
Dużo dobrego jedzenia, dużo słońca, nart w sam raz ;-)
Większość robiona najzwyklejszą małpką, stąd jakość ;)




 Nasza boazeria :)























I dużo odpoczynku w słońcu...





























































A na dole już wiosna





























































































































Moje trampki najbardziej po lewej ;-)

Oprócz jedzenia i nart było jeszcze dużooooo scrabble






















i nieszczęsny latawiec ;) też był (świetna sprawa, w trampkach po śniegu za latawcem)



Nie wiem, czy pojedziemy w tym roku :(

PS I jeszcze cinquencento :)

6 komentarzy:

  1. w życiu nie miałam nart na nogach!
    ale ja ciepłolubna, więc nie żałuję (podobno do pierwszego razu)

    OdpowiedzUsuń
  2. ojej, aż zachciało mi się wyjechać w góry. ja jeżdżę na nartach i na desce nawet próbowałam, ale musze przyznać, że nie sprawia mi to tak wielkiej frajdy jak innym. oczywiście nie jeżdżę mistrzowsko, ale myślę, że na takim poziomie że choć co nieco frajdy sprawiać powinno ;)
    w każdym razie góry uwielbiam, rok temu byłam w fantastycznym włoskim miasteczku, idealnym na takie wypady (choć nie aż tak ładnym jak to na Twoich zdjęciach), z pyszną pizzą, znakomitym winem i cudną pogodą. W tym roku niestety tam nie pojadę i żałuję bardzo. i czy ten likier z bitą śmietaną to bombardino???

    OdpowiedzUsuń
  3. p.s. dochodzę do wniosku, że Twoje zdjęcia są tak sugestywne, że ciągle chcę udać się w miejsca, które na nich prezentujesz!
    Pozdrawiam i życzę dobrej nocy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kemotka, dzięki :) to strasznie miłe :)
    Ja na nartach jeżdżę już dłuuuuuugo, gdzieś od 10 roku życia, tylko wiecie jak to jest "wyjechać na narty z Wawy". Maksymalnie raz w roku, bo to strasznie daleko ;-) Odkąd mieszkam w Krk, jeżdżę zdecydowanie częściej. No i można wyskoczyć na narty na pół dnia, to jest super. Jeżdżę bardzo średnio, bo boję się prędkości, nie mam frajdy z szybkiej jazdy :)

    A tak w ogóle to to, że jeżdżę na nartach to jest dla mnie prawdziwy cud, bo po mega urazie kręgosłupa w 2008 powiedziano mi, że już nigdy nart nie przypnę. jednak się da, ha! :) :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja planuje narty za tydzien. Ale w zwiazku z tym ze tez jakis czas temu mialam wypadek musze sie troche pogimnastykowac co by po weekendzie narciarskim nie wrocic z jakims urazem ;-)

    pozdrawiam cieplo
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  6. Ucho_od_śledzia, gimnastykuj się koniecznie! Ja w zasadzie cały rok się przygotowuję do wyjazdu na narty ;) tak się boję o ten mój kręgosłup.

    Kemotko, to bombardino ofkors. Mlask!

    OdpowiedzUsuń