wtorek, 1 lutego 2011

prawdziwa wyprawa...

...mógłby ktoś pomysleć, patrząc na moje dzisiejsze przygotowania do spaceru.
Najpierw sprawdzamy (jak to mawia mój mąż, "my - ula") pogodę. Mądre urządzenie zwane radiobudzikowyświetlaczostacjąpogodową twierdzi, że jest minus cztery, ale słońce świeci bardzo:


Zatem na wyprawę zakładamy ciepły sweter
norweski wzór w sam raz na zimę, prawda?
Do grubego swetra obowiązkowo rękawiczki, buty i torba na dodatek. Poszalałam z kolorami... ;)





































                                                                                                                                      Oprócz tego nie możemy się zdecydować, który obiektyw/aparat zabrać;
w efekcie zabieramy 50tkę oraz


No i komu w drogę, temu czas.
Tuż za rogiem - sąsiedzi z kamienicy obok zainstalowali swojemu kotu drabinkę. 
Zawsze mnie to rozczula.



































                                                                                                                                  Kot dziś nie miał wychodnego (któremu kotu by się chciało dziś wychodzić? 
Niech Was nie zmyli to słońce i światło, jest naprawdę zzzzimno) i zajął pozycję obserwatora (swoją drogą jak ja lubię się gapić w cudze okna. Wiem, wiem, nieładnie, ups). 
To zdjęcie specjalnie dla O. i jej cudnego Q. :) 



































                                                                                                                                        A za drugim rogiem (to jest naprawdę za rogiem - zatem kiedy wszyscy goście ślubni dowiedzieli się, gdzie mieszkamy, przestali się dziwić, że na własny ślub & imprezę poszliśmy dosłownie z buta)...








































































I idziemy za trzeci róg ;)










































I tam i z powrotem 





































                                                                                                                              Spacer trwał jakieś 3 razy krócej, niż pisanie tego posta. 
Uff.

14 komentarzy:

  1. I to co przed spacerem i to co na spacerze - bardzo mi się podoba. Lubię takie detale:)
    A tabliczka - czadowa:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko jakoś mi się kurczę tekst źle sformatował na blogu.
    Detale jakoś mi lepiej wychodzą, niż szersze kadry. Ile ja jeszcze muszę ćwiczyć, ehh!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wolę fotografować detale 100 razy bardziej.
    A szerokie kadry lubię najbardziej w szerokokątnym obiektywie-czasem pożyczam od szefa:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne zdjęcia i mój ulubiony kolor...szary. Właściwie 90% ubrań mam szarych:)
    P.S Trafiłam tu dzięki Delie
    Pozdrawiam i będę zaglądać

    OdpowiedzUsuń
  5. I za to właśnie tak lubię TO miasto! Niby nic, a jednak. Za rogiem zawsze znajdzie się coś ciekawego. Przyjemny spacer.
    A z tymi kolorami to rzeczywiście szaleństwo. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. wow, jakie piekne zdjecia!!! No,jestem pod wrazeniem. szkoda,ze zaraz musze wychodzic do pracy, bo lepiej przyjrzalabym sie im, co uczynie po pracy ;)
    milego dnia! z pieknymi kadrami ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Trafiłam tu dzięki Delie" - to zobowiązuje - mnie oczywiście:) do przykładania się do zdjęć coraz bardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem jak dworzec przelotowy w Koluszkach;-D
    I to bardzo fajne jest:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Proszę Cię Delie, jakie Koluszki? prędzej jakiś elegancki dworzec kolejowy w Paryżu :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam wyrażenie "dworzec w Koluszkach":)))

    OdpowiedzUsuń
  11. :DDD Tyle na razie napiszę

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale zdolne bestie. Z Was - Ula!

    OdpowiedzUsuń
  13. Salwator <3
    Mieszkamy tu od 1,5 roku i chyba już nie będziemy mieszkać gdzie indziej ;) Po huku i sadzy Kleparza to raj!

    Delie, Kasia, jak Was tu mam ;-) a propos szerokokątnego obiektywu - jest sens kupować obiektyw 10-24?

    OdpowiedzUsuń