2 tygodnie i 2 dni.
Tyle wytrzymałam bez słodyczy.
Jestem bez-na-dziej-na!
No ale jak Fin mi przywiózł taką paczkę, to chyba nie miałam wyjścia? Niegrzecznie byłoby odmówić;)
No a potem już było z górki.
I na koniec jakiś optymistyczny akcent, dla mnie samej ;)
Ponad dwa tygodnie bez uzależnienia? Całkiem nieźle. Podoba mi się miseczka "enjoy" w kontekście dzisiejszego wpisu ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Ewą: całkiem nieźle, jeśli to uzależnienie:)
OdpowiedzUsuńnie mów, że nie masz foty kwaśnych żelków...
OdpowiedzUsuń;)
Napis enjoy jest okrutny i drwiący po prostu ;-)
OdpowiedzUsuńNana, już nie jem kwaśnych żelków :( :( :(
impossible:)
OdpowiedzUsuńKocham żelki :DDDD
OdpowiedzUsuńPostanowiłam wyróżnić Twojego bloga - za cudne zdjęcia i za Kraków :) Szczegóły u mnie :)
ja ostatnio wytrzymalam podobnie jak Ty - 2 tygodnie, 5 dni (o 3 jestem lepsza ;p)
OdpowiedzUsuńi wystarczylo, ze zjadlam jedno ciastko i "popłynęłam".
Anuszko, dziękuję pięknie!
OdpowiedzUsuńKemotko, najgorsze jest "tylko jedno małe ciasteczko"...
No, ale ja uzależniona totalnie jestem. Okropnie.