poniedziałek, 28 lutego 2011

zima trzyma

Po tych wysokich temperaturach z połowy lutego tego się nie spodziewałam.
Już dość tej zimy...
To nie jest port na dalekiej Północy. To samo centrum Krakowa.



























Ale im dalej w Rynek, tym śniegu mniej ;)









































A tu miejsce, które zawsze chciałam sfotografować. Piesze wycieczki (wielokilometrowe! wczoraj z 7 km przeszliśmy) jednak mają sporą zaletę nad jazdą samochodem czy tramwajem, jeśli o zdjęcia chodzi;)

Widzę, ile się jeszcze muszę uuuuuuczyć...

















































Ale! W przyszłym tygodniu pierwsze zajęcia kursu foto. Na razie ciiii.... :-)

A w naszym ogródku zima wciąż na całego. I kot sąsiadów się przechadza co rano.


piątek, 25 lutego 2011

a miało być tyle zdjęć

Byłam we wtorek w Ostravie.
Zachęcona zdjęciami z blogów Mimi i My-Zorki zabrałam aparat, obiektywy, planowałam, ileż to zdjęć nie napstrykam...
Wyjeżdżałam z domu z bólem głowy. Na miejscu, na szczęście w przerwie między spotkaniami, ból zmienił się w taką migrenę, że zaległam na kanapie w kawiarni wypatrzonej na ww blogach i przez półtorej godziny po prostu umierałam. Zastanawiałam się tylko, jak w takim stanie wsiądę do samochodu i wrócę do domu. Jakoś się udało ;) ale zdjęcie z Ostravy mam aż jedno.


































Po drugim spotkaniu miałam wejść do księgarni i obkupić się w książki, gazety oraz scrabble ;)
Taaa... Po 19 samiuśkie centrum Ostravy było zamknięte na cztery spusty! Jedyna księgarnia na rynku właśnie się zamykała i rzutem na taśmę kupiłam jedną książkę...

A gazety kupiłam na stacji benzynowej...



























































(Wczoraj na myśl o hvězdných bublinkach robiło mi się słabo)

O, i Anja Rubik, a nie Rubiková ;)
 
 A w National Geographic fajny artykuł o podziemnym Paryżu.


 I czeska klasyka!

 Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to będę tam bywać częściej. I wtedy na pewno porobię mnóstwo zdjęć (a obiektów do fotografowania sporo widziałam! tylko nie miałam siły otworzyć torby z aparatem) :)

środa, 23 lutego 2011

Joyeux anniversaire, Nana!


Dziś zaczęło się kilkanaście godzin temu, ale te 8581 km stąd dopiero się zaczyyyyyna.


Dziś ktoś bardzo wyjątkowy obchodzi urodziny.


Nanek, nie masz pojęcia, jak trudno było mi odpisać na Twojego maila nie wspominając nic o Twoich urodzinach i w ogóle lekceważąc temat...

Razem z Delie postanowiłyśmy złożyć życzenia w między innymi taki sposób :)

(Wiemy, jak bardzo lubisz blogi)
 


I napisać, że brakuje nam - i razem, i z osobna - Nany, jak cholera!
I kawy z nią


I jej wypieków, mlask mlask


I spacerów z nią i całą resztą :)





Oraz, że jak tylko wróci do Warszawy



To będzie wielkie wzruszenie



A teraz głośniki na full!


Nanek! 
Wszystkiego najlepszego, samych dobrych dni, i czasu na swoje przyjemności :)






Czekamy.

PS Niestety gdzieś nam wcięło zdjęcie bombki z kotkiem! Ta wyglądała o wiele bardziej szykownie 




PS 2. Nie wybaczę Ci tylko jednego. Tego zdrowego, ekologicznego budyniu z suszonych śliwek i bez cukru. Pamiętasz? :)

poniedziałek, 21 lutego 2011

post, którego nigdy tu miało nie być

2 tygodnie i 2 dni.
Tyle wytrzymałam bez słodyczy.
Jestem bez-na-dziej-na!

No ale jak Fin mi przywiózł taką paczkę, to chyba nie miałam wyjścia? Niegrzecznie byłoby odmówić;)






















No a potem już było z górki.









































I na koniec jakiś optymistyczny akcent, dla mnie samej ;)


niedziela, 20 lutego 2011

in vino veritas :)

Piątkowy wieczór zaliczamy do baaaardzo udanych.
Para znajomych, domowa pizza, truskawkowo-sernikowe haagen - dazs, kajmakowy pischinger, rozmowy do 1:30 (chyba prawie nas namówili na kupno/wzięcie psa) oraz to, co znaleźliśmy w sobotni poranek na kuchennym stole.












































Motto na sobotę brzmiało: In aqua sanitas :)